Afera w polskim schronisku górskim. Tak zanieczyszczano środowisko
Mowa o obiekcie w Górach Izerskich na Dolnym Śląsku. Sercem tego rejonu jest m.in. całoroczne schronisko Orle. Turyści otrzymują tam kilkadziesiąt miejsc noclegowych w dwóch budynkach, ciesząc się z aktywnego wypoczynku. Zwykle mają dostęp do strzelania z łuku i wiatrówek, gotowania potraw w kociołkach nad ogniskiem, przejażdżek czterokołowcami czy wspinaczek alpinistycznych. To właśnie tam miało dochodzić do wielu nieprawidłowości. Ujawniono, że ścieki wylewano do górskiego potoku.
Afera w górskich schronisku
Na problem zwrócono uwagę podczas kontroli Urzędu Miasta Szklarskiej Poręby. Wykazano, że w schronisku Orle czterema rurami odprowadzano ścieki do potoku Kamionek w górach. Na dzierżawcę obiektu nałożono już karę – 80 tysięcy złotych kary – po 20 tysięcy złotych za każdą nielegalną rurę. Okazuje się, że problem był znany urzędnikom, bo podczas innych kontroli też miały wychodzić na jaw takie nieprawidłowości.
Turyści od dawna skarżyli się m.in. na śmieci zalegające przy schronisku, ale mieli też składać skargi na upuszczanie ścieków. Okazuje się, ze nielegalne rury, którymi wylewano ścieki, zostały wcześniej zaczopowane na prośbę sanepidu i Wód Polskich. Po czasie jednak ktoś je odblokował i znów zaczął wykorzystywać do kontynuowania szkodliwego procederu. O tym, że tak było, informowała inspektor ds. ochrony środowiska Urzędu Miasta Szklarska Poręba w rozmowie z lokalnymi mediami. Dzierżawca nie był w stanie wytłumaczyć, kto za to odpowiada i jak do tego doszło.
Kto ponosi winę za upuszczanie ścieków?
Ponad 30-letni dzierżawca schroniska Stanisław Kornafel winą za nieszczelne szambo obarcza Lasy Państwowe, czyli właściciela obiektu. Twierdził, że nikt nie podjął żadnych działań, by zmienić trudną sytuację.
Jeśli chodzi o Lasy Państwowe, te załamują ręce nad złym stanem schroniska. Jakiś czas temu wybrały nowego zarządcę budynku – IZERA Sp. z o.o. z siedzibą w Szklarskiej Porębie, ale poprzedni gospodarz nie chce opuścić obiektu. Do tej pory nie pomogła nawet policja czy Straż Leśna.
Problemem jest nie tylko konieczność uszczelnienia rur, ale także brak możliwości wpuszczenia tam nowego dzierżawcy. Schronisko wciąż funkcjonuje i jest prowadzone przez byłego najemcę – mimo że nowy dzierżawca został już wybrany, a obecnemu skończyła się umowa.